postawiono przede mną kolejne wyzwanie...
Zrób proszę "to coś do butonierki".
Tia, galop myśli i próba ich okiełznania. Nie jedno wyzwanie już przede mną stawiano, lecz "to coś do butonierki" mnie powaliło.
Po pierwsze - pomysł wziął się od spinek do mankietów "dla odważnego mężczyzny" (zdjęcie spinek). Spinko podobno robią furorę, mężczyzna ów odważny nosi je z dumą. Genialnie! Duma ma rośnie. Więc naturalną wręcz kontynuacją (przynajmniej w mniemaniu zamawiającej) jest "to coś do butonierki".
Po drugie - powstało pytanie: jak wygląda to coś do butonierki? No cóż, niewiele się zastanawiając ubzdurałam sobie co to jest, wyobraziłam, wzięłam się za pracę, nawet przemyślałam jak "to coś" umieszczać w kieszonce... no właśnie... "w kieszonce"! Ta chwila - gdy po trudach tworzenia nagle doznajesz olśnienia... że to co właśnie zrobiłaś nie jest "tym czymś do butonierki" ... bezcenna ;))))))
Olśnienie naprawdę przyszło w chwili, gdy skończyłam ową rzecz. No więc po cóż są internety, uświadomiły mnie one dopiero teraz, że:
1. to co ja stworzyłam (zgrabne i ładne wyszło, nie zaprzeczam) jest - dawną poszetką do brustaszy, czyli chusteczką wkładaną do niewielkiej kieszonki w męskiej marynarce.
2. "to coś do butonierki" to zazwyczaj się kwiatek wpinany nieco poniżej owej butonierki czyli niewielkiego rozcięcia w klapie marynarki.
Powstało więc pytanie - przyznać się, że "dałam ciała"? Otóż, przyznałam. Dorobiłam "kwiatek do butonierki", a zamawiająca była zachwycona i jednym i drugim ;-)
Wniosek - warto czasami błądzić, a nawet daleko zabłądzić, można nauczyć się czegoś nowego, zdobyć nowe doświadczenia, o których wcześniej nawet byśmy nie pomyśleli. Mam nadzieję, że ów "odważny mężczyzna" będzie z dumą nosił zarówno butonierkę, jak i poszetkę :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz